piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 59 - ZAKOŃCZENIE.

-O czym Ty mówisz, Zayn?-zapytałam, nie dowierzając w to co słyszę.
-Tak, po prostu. Niech to będzie szaleństwo. Wyjdź za mnie dzisiaj, teraz, zaraz.-powiedział, uśmiechając się do mnie w ten swój uwodzicielski sposób.
-A gdzie pierścionek i kwiaty?-zapytałam, uśmiechając się promiennie do chłopaka.
-To jest banalne. Na prawdę tego chcesz?.-odpowiedział i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Nie jestem w stanie opisać tego co czułam w tym momencie. To było wspanialsze niż motylki w brzuchu. To było prawdziwe uczucie miłości.
-Zayn, jest noc. Gdzie Ty chcesz wziąć ślub?-zapytałam nieśmiało, wtulając się w Niego. Byłam niesamowicie podekscytowana tym, że dzień, w którym powiem "tak" na całe życie Zazie nastąpi dzisiaj czy jutro.
-Wszystko załatwię na jutro. Po prostu powiedz, że tego chcesz.-powiedział. Czułam w Jego głosie nutkę zdenerwowania.
-No nie wiem, kochanie, nie wiem.-odpowiedziałam, siadając na Niego okrakiem.
-Vicky, nie rób mi tego..-szepnął, a z Jego twarzy momentalnie zniknął uśmiech.
-Czego?-zapytałam, powoli opuszczając swoje ciało na Jego tors.
-Nie odmawiaj mi.-szepnął.
-Nigdy Zayn. Chce tego najbardziej na świecie. Chce zostać Panią Malik.-odpowiedziałam. Nie odezwał się już słowem, tylko przewrócił nasze ciała, zmieniając położenie. Leżał na mnie, zaczesując pojedyncze kosmyki moich włosów do tyłu.
-Zgodziłaś się..-wyszeptał i obdarował moje usta najwspanialszym pocałunkiem na świecie.
Odwzajemniałam każde Jego muśnięcie moich warg. Ten pocałunek był inny niż miliony dotychczasowych. Ten pocałunek był gwarancją na "lepsze jutro". Pocałunek, który udowodnił mi, że jestem ważna..najważniejsza. Po dłuższej chwili brunet odsunął się ode mnie i opadł ciężko na łóżko.
-Nie mogę w to uwierzyć.-zaczął cicho.
-W co?-zapytałam, kładąc głowę na Jego urzeźbionej klacie. Zataczałam powoli kółka paznokciem wokół Jego pępka.
-Nie mogę uwierzyć w to, że jutro staniesz się moją żoną.-odpowiedział. Uśmiechnęłam się sama do siebie i złożyłam delikatny pocałunek na Jego ciele. Okryłam nas kocem i sama nie wiem, o której godzinie zasnęłam. Miałam wspaniały sen..Marzę o tym, by zamienił się on w rzeczywistość.

RANEK.

Obudził mnie płacz Zack'a. Wyswobodziłam się z uścisku śpiącego Zayn'a i poszłam do pokoju mojego synka. Wyciągnęłam chłopca z łóżeczka i usiadłam z Nim na bujanym fotelu przy oknie.
-Jesteś głodny, kochanie?-zapytałam pieszczotliwym głosem do mojego małego szkrabka. Obdarował mnie swoim najpiękniejszym uśmieszkiem na świecie. Pogilgotałam Go po brzuszku i podałam swoją pierś, którą po chwili zaczął ssać, dobierając się do pokarmu.
-Wiesz, że to dzisiaj staniemy się prawdziwą rodziną?-kiwnęłam głową na małego. Tak słodko mrużył oczka, jedząc swoje "śniadanie". Ponownie się uśmiechnęłam i rzuciłam okiem na zegarek. Dopiero 6:45. Westchnęłam głośno i skupiłam się ponownie na moim synku.
Gdy przestał ciągnąć moją pierś, wzięłam go na ręce i wyszłam z pokoju. Zeszłam do salonu i wyciągnęłam komórkę z torebki. Wybrałam numer Eleanor, która odebrała w chwili, gdy ja byłam gotowa się już rozłączyć.
-Vicky? Co tak wcześnie?-zapytała zaspanym głosem po drugiej stronie słuchawki.
-Victoria i tak zaraz Cię obudzi, a ja mam nowinę.-zaczęłam podekscytowana. W mojej głowię rodziły się różne pomysły na to jak przekazać przyjaciółce wiadomość o ślubie, jednak gdy nadeszła pora poinformowania Ją o tym, nie miałam żadnego sensownie brzmiącego zdania do powiedzenia.
-No więc słucham, kochanie..-odpowiedziała.
-Dzisiaj idziemy na zakupy, a właściwie zaraz. Zbieraj się i przyjedź po mnie.-zaczęłam, uśmiechając się do telefonu.
-Vicky..na prawdę dlatego dzwonisz o tej porze? Bo chcesz iść na zakupy?-zapytała nie dowierzając w to co Jej mówię.
-Tak, właśnie.-odpowiedziałam. Słyszałam po drugiej stronie ciche westchnięcie dziewczyny. Rozłączyłam się, chcąc przekazać Jej najwięcej wiadomości, gdy już przyjedzie. Usiadłam z Zack'iem na kanapie i przytuliłam Go do siebie delikatnie. To jeszcze taka mała kruszynka. Wiem, że gdy dorośnie będzie taki jak Zayn. Mam taką nadzieję, bo ma najcudowniejszego ojca na świecie.
-No i tutaj się chowają moje skarby.-usłyszałam za sobą zachrypiały głos Zayn'a. Odwróciłam się, zostając zaskoczona lekkim muśnięciem w policzek.
-Nie ucieknę Ci. Nie dzisiaj.-odpowiedziałam.
-A jutro?-zapytał. Zaśmiałam się pod nosem i wbiłam w bruneta wzrok.
-Ani dzisiaj, ani jutro...NIGDY.-szepnęłam. Chłopak pocałował mnie czule.
-Zaraz przyjedzie Eleanor i jedziemy po sukienki, potem fryzjer, kosmetyczka i..-nie było dane mi dokończyć. Mulat przerwał mi.
-I to wszystko zostanie przełożone na kiedy indziej.-wtrącił. Zdezorientowana spojrzałam na Niego pytającym spojrzeniem.
-Nie patrz tak na mnie, Vicky. Za godzinę jest nasz wielki dzień.-odpowiedział. Sparaliżowało mnie, gdy usłyszałam, że zaraz zostanę żoną Zayn'a.
-O czym Ty mówisz?! A goście?!-zapytałam. Wstałam i gotowa byłam strzelić "focha" stuleci, gdy po salonie rozbiegł się dźwięk mojego telefonu. Podałam Zack'a Zayn'owi i spojrzałam na wyświetlacz po czym odebrałam bez zastanowienia.
-Tak El?-zapytałam.
-Nie dam rady przyjechać. Victoria chyba jest chora. Spotkamy się innym razem.-powiedziała.
-Ale El..-szepnęłam rozczarowana, na co dostałam odpowiedź tylko dźwięku oznaczającego koniec rozmowy. Rzuciłam się na sofę, chowając głowę w swoje dłonie.
-Coś się stało?-zapytał mój narzeczony. Ekscytuje mnie to określenie.
-Mojej najlepszej przyjaciółki nie będzie przy mnie w naszym dniu.-odpowiedziałam. Pogłaskał mnie po głowię i usiadł obok.
-Idź się w coś ubierz. Coś ładnego i wygodnego. Nie strój się.-szepnął.
-Jak to?-zapytałam.
-To nasz dzień i liczy się tylko to co my czujemy. Nie impreza i ilość zaproszonych gości. Idź, a ja zajmę się małym.-powiedział. Uśmiechnęłam się i wstałam z miejsca. Miał rację. Liczy się nasze wzajemne uczucie, a nie lista prezentów i gości. Pocałowałam Go w policzek i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam z szafy coś o czym wgłębi serca marzyłam..coś co chociaż symbolizowało tradycyjny ślub.
 Zabrałam czystą bieliznę i pobiegłam do łazienki. Wzięłam ekspresowy prysznic, po którym jak najszybciej ubrałam się w przygotowany strój. Wyprostowałam włosy i nałożyłam bardzo delikatny makijaż. Ostatnie spojrzenie w odbicie lustrzane dało mi dużo do myślenia. Nie byłam do końca pewna czy dobrze robię, nie informując nikogo o tak ważnej uroczystości. W końcu dzisiaj ja, Zayn i mały staniemy się prawdziwą rodziną. Rodziną jak z bajki. Rodziną, o której zawsze tak cholernie marzyłam. Nie jestem pewna czy ślub bez wiedzy najbliższych przejdzie nam płazem. Nie wiem czy wybaczą nam to, że nie mogli być przy nas i patrzeć na nasze szczęście, gdy składamy sobie obietnicę wierności i miłości do ostatniego tchu. Wzięłam głęboki wdech, próbując znaleźć odpowiedź na te pytania.
-Vicky! Ja też muszę się ubrać!-krzyknął z dołu Zayn, co totalnie wyrwało mnie z myślenia. Założyłam delikatne perłowe kolczyki i resztę luźnej biżuterii. Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół do moich kochanych mężczyzn. Stanęłam na schodach, widząc kątem oka jak mój przyszły mąż cudownie zabawia naszego małego synka.
Potknęłam się i spadłam z ostatniego schodka, co wywołało momentalne spojrzenie Malika na mnie.
-Już jestem, kochanie.-szepnęłam nieśmiało, przyglądając się obydwóm chłopakom.
-Wyglądasz pięknie.-powiedział z zapartym tchem. Spuściłam głowę, czując rumieniec na swoich gładkich policzkach. Przeszłam parę kroków i wzięłam na ręce swojego małego skarba.
-Idź się szykuj, Zayn. Zajmę się Nim.-powiedziałam i spojrzałam na chłopaka. Uśmiechnął się i w mgnieniu oka zniknął z pola mojego widzenia. Zaśmiałam się cicho.
-To co? Ciebie też trzeba przygotować, mam rację?-zapytałam Zack'a, nadal rozbawionego po zabawie z tatą.
-Pewnie, że mam. Chodź, przystojniaku.-mruknęłam do syna i poszłam z Nim do Jego pokoju. Przebrałam Go i ubrałam w czyste i schludne ubranka. Był ubrany luźno i za razem elegancko.
-Kocham Cię, Zackuś.-powiedziałam cicho i pocałowałam chłopczyka w czółko. W tym samym czasie do pokoju wszedł Zayn w jasnej marynarce i spodniach oraz w koszulki w kratę.
-Jesteście gotowi, kochani?-zapytał, posyłając nam uśmiech. Pokiwałam twierdząco głową i wstałam z małym. Przytulił nas do siebie i wziął awaryjne rzeczy dla Zack'a. Wzięłam swoją małą torebkę i założyłam jasne buty, na wysokiej koturnie. Puściłam moich mężczyzn przodem i zamknęłam drzwi naszego wspólnego domu. Zayn podjechał po mnie autem, do którego po chwili wsiadłam. Spojrzałam jeszcze raz na posiadłość.
-Opuszczam ten dom jako panna Jonson..-zaczęłam cicho, lecz Zayn przerwał mi głośniejszym tonem.
-A wrócisz jako Pani Malik.-dokończył, kładąc dłoń na moim udzie.
-Właśnie..-dodałam cicho. Droga zajęła nam nie wiele czasu, bo Zayn wybrał kościół znajdujący się nieopodal od naszego domu. Wysiadłam i zabrałam za sobą syna.
-Masz jeszcze jakieś formalności do załatwienia?-zapytałam. Pokiwał twierdząco głową.
-Jakie?-zapytałam. Nie odpowiedział. Złapał mnie za to za rękę i poprowadził wgłąb małego, przytulnego kościółka. Gdy doszliśmy do ołtarza spojrzałam zdezorientowana na chłopaka.
-Co to ma znaczyć?-zapytałam, rozglądając się po ładnie przystrojonym ołtarzyku.
-Za chwilę powiesz mi w tym miejscu "tak".-zaczął.
-To znaczy..mam nadzieję, że to powiesz.-dodał po chwili rozbawiony. Oddałam mu cichym zachichotaniem.
-Ale nie sądzisz, że coś jest nie tak?-zapytał.
-Co masz na myśli?-wyminęłam Jego pytanie swoim.
-Nie brakuję Ci tu kogoś?-zapytał raz jeszcze. Spuściłam głowę i cicho westchnęłam.
-Wiesz, że tak. Żałuje, że nie ma tu z nami wszystkich..-szepnęłam cicho.
-Ale Cię wkręcił przyszły mąż!-usłyszałam głos zza pleców..znajomy głos Louis'a! Odwróciłam się i moim oczom ukazała się cała gromada, wystrojonych przyjaciół. Harry, Liam, Louis i Eleanor, trzymający wózek małej Victorii. Poczułam jak do moich oczu napływają łzy..łzy szczęścia oczywiście. Podbiegłam do przyjaciół i przytuliłam Ich wszystkich na raz.
-Skąd wiedzieliście?-zapytałam.
-Kochanie, taki był plan. Tylko Ty nie byłaś wtajemniczona. Zayn planował to wszystko od miesięcy.-zaczął Lou.
-A gdybym się nie zgodziła wyjść za Niego?-zapytałam rozbawiona.
-No to generalnie dupa by z tego wyszła.-odpowiedział. Zaśmiałam się i spojrzałam na Eleanor. Dała mi znak, żebym z Nią wyszła przed kościół. Posłałam przepraszający wzrok wszystkim i poszłam za dziewczyną, podając wcześniej syna, Louis'owi.
-Vicky?!-spojrzałam na krzyczącego za mną Zayn'a.
-Zaraz zaczynamy. Pośpieszcie się proszę.-dodał po chwili. Posłałam Mu spokojny uśmiech i wyszłam wraz z przyjaciółką zamykając za sobą duże, drewniane drzwi.
-Nie wierzę, że to zrobiliście..-zaczęłam nie dowierzając.
-A jednak, słońce. A teraz muszę zrobić to co Ty zrobiłaś przed moim ślubem.-zaczęła. Czułam lekkie zdenerwowanie przed tą rozmową.
-A więc słucham..-odpowiedziałam.
-Pamiętasz jak zapytałaś się mnie czy jestem tego pewna i czy na pewno chce związać się z Louis'em już do końca życia?-zapytałam..Po tych słowach wiedziałam już do czego zmierza.
-Pamiętam..-odpowiedziałam.
-Powiedz mi teraz czy Ty jesteś pewna związania się z Zayn'em już na wieki..-szepnęła. Spojrzałam w Jej oczy i bez namysłu pokiwałam twierdząco głową. Uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno. Naszą rozmowę przerwała cicha melodia, która miała poprowadzić mnie przed ołtarz.
-Już czas.-zaczęła dziewczyna.
-Wiem..-odpowiedziałam.
-Pójdź ze mną i zostań moim światkiem.-powiedziałam bez chwili zastanowienia. El uśmiechnęła się i pokiwała głową na "tak". Otworzyłam drzwi i powoli kierowałam się do Zayn'a stojącego przy ołtarzu. Ostatni rzut okiem na uradowaną Eleanor i...JESTEM GOTOWA. Stanęłam naprzeciwko Zayn'a i księdza.
Pokornie słuchałam każdego wypowiedzianego słowa starszego pana, udzielającego nam ślubu. Serce podeszło mi do gardła, gdy mój przyszły mąż zaczął powtarzać za mężczyzną przysięgę.
-Ja Zayn..Biorę sobie Ciebie, Vicky za żonę..i ślubuję Ci..miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci.-powtarzał to wszystko z niesamowitym uczuciem. Jego ręce drżały, a ja po prostu wsłuchiwałam się tym pięknym słowom..
-Vicky, teraz Ty..-powiedział ksiądz. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, choć przed chwilą byłam żywą oazą spokoju. Spojrzałam na Zayn'a, a potem na każdego siedzącego w kościele z moich przyjaciół. Byli widocznie zestresowani moim zwlekaniem. Teraz przypomniałam sobie wszystkie dotychczasowe sytuacje jakie mnie spotkały. Przypadkiem natrafiłam na Zayn'a, wjeżdżając w Jego samochód..był bezczelny i arogancki. Potem Harry, klejący się do mnie i Jego zdrada..potem Niall.. każda sytuacja z Nim i tym, że tak bardzo go kochałam przeszła przez moje zmysły. Z drugiej strony te zdrady, ten ból i gorycz. Z Zayn'em mam cudownego syna i nareszcie tworzę rodzinę. Chociaż..jeszcze nie. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na księdza.
-Ja Vicky..biorę sobie Ciebie, Zayn'ie za męża.. i ślubuję Ci..miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.-powiedziałam pewnie. Wszyscy odetchnęli, a ja nareszcie poczułam przelewające się we mnie szczęście. Ksiądz pobłogosławił nas i wreszcie wypowiedział to upragnione zdanie..
-OGŁASZAM WAS MĘŻEM I ŻONĄ.-uśmiechnęłam się i wpiłam namiętnie w usta radosnego Zayn'a.

2 LATA PÓŹNIEJ..

-Zack, kochanie..Nie syp piasku.-powiedziałam spokojnie do bawiącego się w piaskownicy synka. Robił dla mnie babki i różnego rodzaju rzeczy. Cieszyłam się, mogąc spędzać z Nim każdą chwilę swojego życia.
-Co robią moje skarby?-zapytał mój cudowny mąż, podchodząc do mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się i wzięłam od Niego szklankę soku jaką mi podał. Od ślubu minęły już dwa lata, a ja czuję się jakby ten piękny dzień miał miejsce wczoraj. Nachyliłam się do pocałunku Zayn'a.
-Mamusiu..Fuj.-powiedział cicho Zack. Zaśmiałam się i pocałowałam chłopczyka w główkę.
-Ale tatusiowi też się należy. Syn! No nie bądź taki.-powiedział rozbawiony Zayn, na co Zack zakrył swoimi drobnymi rączkami oczka.
-Teraz tato, ale szybko!-powiedział niewyraźnie. Zaśmiałam się i złożyłam czuły pocałunek na ustach swojego cudownego mężczyzny. Odwzajemnił pocałunek pogłębiając go. Przerwał nam śmiech, zapatrzonego w nas Zack'a.
-Ty podglądaczu mały.-szepnęłam do synka, gilgocząc go delikatnie po brzuszku.
-Śmieszne było.-odpowiedział, śmiejąc się i próbując uniknąć kolejnej konfrontacji z moimi rękami, łaskoczącymi Go.
-No już czas do domu. Robi się zimno.-powiedział Zayn i wziął małego na ręce.
-Idziesz Vicky?-zapytał.
-Zaraz przyjdę.-odpowiedziałam. Chłopak uśmiechnął się i wszedł z małym do domu. Wstałam i spojrzałam w zachmurzone niebo. Jestem wielką szczęściarą, mając taką cudowną rodzinę jak Oni. Do tego jeszcze Harry, Liam z Jego nową dziewczyną Danielle, którą bardzo polubiłam i Louis z Eleanor i moją kochaną chrześnicą. Cieszę się każdym dniem i teraz mogę spokojnie powiedzieć, że moje życie zamieniło się w bajkę. Czasem myślę o Niall'u, to prawda. Trudno jest wymazać osobę, która zajmowała w Twoim miejscu tak ważne miejsce..z tego co wiem wyjechał z córką, zaraz po tym jak w wypadku samochodowym zginęła Kate. Nie życzyłam im źle, ale to los zadecydował kto zasługuje na szczęście, a kto na dożywotnie męczenie się we własnym ciele..złym ciele i złych emocjach. Ja dostałam szanse i los się do mnie uśmiechnął. Tak..i nie ma to nic wspólnego z tym, że "głupi ma zawsze szczęście". Zaśmiałam się pod nosem i weszłam do domu. DOMU MOJEJ RODZINY.

__________________________________________
NO I NADSZEDŁ KONIEC TEGO OPOWIADANIA. DZIĘKUJE, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ I WSPIERALIŚCIE MNIE W PISANIU. MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE ZAWIODŁAM NIKOGO KOŃCEM TEJ OPOWIEŚCI. DZIĘKUJE ZA KAŻDY KOMENTARZ I ZA KAŻDE WEJŚCIE NA TEN BLOG. BYLIŚCIE WSPANIALI I DZIĘKUJE, ŻE MOGŁAM TU DLA WAS PISAĆ. 
TERAZ ZAPRASZAM DO CZYTANIA -  http://compleks-niallhoran-love.blogspot.com/ I http://onedirection69fanfaction.blogspot.com/ . KOCHAM WAS. // ANONIMOWA DIRECTIONERKA.

ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU:
I MIEJSCE: Zuza Styles
II MIEJSCE: Faustyna Czaplewska.
III MIEJSCE: --------------------

Rozdział dedykowany Zuzie. :)))

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 58

2 DNI PÓŹNIEJ..

Mam dosyć leżenia w tym szpitalu. Ostatnimi czasy zbyt często odwiedzam to cholerne miejsce. Przymierzałam się do tego, by wstać z tego cholernie niewygodnego łóżka, gdy do sali wszedł Louis.
-Co Ty robisz, Vicky?-zapytał troskliwie, podchodząc do mnie.
-Nic, Lou. Nie chce stale leżeć.-odpowiedziałam.
-Zdaj sobie sprawę z tego, że zostałaś postrzelona. Vicky, masz dla kogo żyć. Zayn..Zack..-powiedział. Jego słowa dotarły do mnie do tego stopnia, że bez zbędnych komentarzy wróciłam spokojnie na materac.
-Louis?-zapytałam, przerywając chwilę ciszy.
-Tak Vicky?-mruknął pod nosem, bacznie mi się przyglądając.
-Lou...co z Niall'em?-zapytałam. Wiedziałam, że stąpam po cienkim lodzie, ale musiałam wiedzieć co się dzieje z tym człowiekiem. Wiedziałam, że póki on jest na wolności, ja i moi najbliżsi nie są bezpieczni.
-Wyszedł z aresztu, po wpłacie kaucji. Ale nie martw się Vicky, nie pozwolimy by stała Wam się krzywda.-odpowiedział z niesamowitą troską w głosie.
-Nie martwię się i wiem o tym, ale..kto wpłacił kaucje?-zapytałam zdezorientowana.
-Nie myśl o tym teraz, słońce.-odpowiedział. Widziałam w Jego oczach, że nie chce bym wiedziała co dzieję się poza murami tego okropnego szpitala.
-Louis, prosze..powiedz mi.-mruknęłam błagalnie.
-Kate..-odpowiedział. Przewróciłam głowę na bok i poczułam paniczną złość. Ucisk w mojej głowie spowodowany nagłym przepływem nerwów, dał o sobie znaki w przeraźliwym bólu. Momentalnie złapałam się za głowę, niezgrabnie podnosząc swoje ciało.
-Vicky!-krzyknął przerażony Louis. Machnęłam rękom, dając Mu znak, że nic takiego mi nie jest.
-Zaraz przejdzie.-szepnęłam.
-Wezwę lekarza!-odkrzyknął. Ból powoli minął, a ja zrezygnowana opadłam na łóżko.
-Vicky, nie podoba mi się to.-zaczął chłopak.
-Będzie dobrze. Zayn jest z Zack'iem?-zapytałam, dochodząc do siebie z sekundy na sekundę.
-Tak. Przyjdą do Ciebie po południu.-odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego i nawet nie wiem kiedy moje powieki ciężko opadły, oddając mnie w krainę głębokiego snu.

***

Ciemne drzewa otaczały moją osobę z każdej strony. Tylko blask księżyca oświecał drobne gałązki, po których niepewnie stąpałam.
-Już dobrze, kochanie..-szeptałam cicho do swojego syna, trzymając go na rękach.
-Jednak nie jest dobrze.-usłyszałam ten zachrypnięty i pełen złości głos Niall'a. Odwróciłam się jak poparzona. Wokół mnie nie widziałam nic, po za korami drzew i porozwalanych gałęzi.
-Kto tu jest?!-krzyknęłam na cały głos, chcąc skonfrontować się z usłyszanym głosem.
-Przecież wiesz, że przede mną nie ma ucieczki.-ten znajomy mi głos, po raz kolejny rozbudził wszystkie moje zmysły.
-Niall, zostaw nas!-krzyknęłam.
-Dlaczego się mnie boisz, skarbie?-zapytał swoim nad wyraz spokojnym głosem. Usłyszałam ciężkie kroki zbliżające się do mnie, jednak w dalszym ciągu niczego nie widziałam.
-Nie zabijaj nas..-szepnęłam, przyciskając Zack'a bardziej do swojego ciała. Panicznie rozglądałam się na wszystkie strony.
-Wiesz, że w tych czasach nikomu nie można ufać?-kolejne pytanie, które słyszałam już nieco wyraźniej..był bliżej.
-O czym Ty mówisz?!-wykrzyczałam, zaciągając się łzami.
-O tym, że nie wiesz kto jest prawdziwym przyjacielem. Każdy może Ci teraz zaszkodzić..Louis, Eleanor..Zayn..-odpowiedział. 
-Zostaw mnie!-zaczęłam biec przed siebie, ile sił w nogach. Nie słyszałam za sobą kroków, które pokazywałyby mi, że ktoś mnie goni. Odwróciłam się, by zobaczyć jak jestem daleko. Poczułam zderzenie swojego ciała z kimś innym. Krzyknęłam zdenerwowana, obawiając się konfrontacji z Horanem.
-Zayn!-krzyknęłam widząc chłopaka. Uśmiechnął się w ten swój cudowny sposób i przytulił mnie do siebie.
-Dlaczego uciekasz, kochanie? Boisz się?-zapytał. Jego głos brzmiał inaczej niż zwykle. Był jakby mieszaniną głosu Niall i Jego. Zestresowana, zrobiłam parę kroków w tył.
-Vicky, przecież wiesz, że to ja..nie bój się.-powiedział. Postanowiłam Mu zaufać, po raz kolejny się w Niego wtuając.
-Daj mi małego.-szepnął mi do ucha. Nie pewna tego co robię, podałam Mu na ręce Zack'a. Wtedy do oczu chłopaka wpadł dziwny blask. W ułamku sekundy Jego ciało przemieniło się w osobę Niall'a.
-Niall!-krzyknęłam, chcąc zapobiec Jego kolejnego czynu.
-Do widzenia Vicky.-powiedział spokojnie i nacisnął spust pistoletu, wprost w moje serce.

***
-Nie!-krzyknęłam, budząc się ze strasznego koszmaru cała zalana potem. Przy moim łóżku siedział Zayn, trzymając na rękach naszego małego syna.
-Vicky, co się dzieje?!-zapytał zdezorientowany.
-Nic..miałam koszmar. Oddaj mi Go, Zayn..-szepnęłam, wyciągając ręce po chłopczyka. Posłusznie wypełnił moją prośbę. Mocno wtuliłam w siebie niemowlaka i pocałowałam Go w główkę.
-Vicky, co się z Tobą dzieje?-zapytał mulat.
-Nic, jest w porządku.-odpowiedziałam.
-Przecież widzę..wiem, że masz do mnie żal, że nie było mnie przy Tobie, gdy to wszystko miało miejsce, ale..-nie dokończył. Nie pozwoliłam Mu na to.
-Zayn! Nie wiesz o czym Ty mówisz! Cholernie się cieszę, że Ciebie nie było..nie chce Cię stracić, a On mógł coś Tobie zrobić. Dałam rade i nie chce żebyś miał wyrzuty sumienia..Niepotrzebne wyrzuty..-odpowiedziałam. Chłopak pokręcił głową i pocałował mnie w czoło.
-Bardzo Cię kocham i chce żebyś wiedziała, że jestem z Ciebie dumny. Obroniłaś i siebie i dziecko. Nie spodziewałem się takiej reakcji z Twojej strony.-powiedział nagle, co cholernie podbudowało mnie psychicznie. Chciałam usłyszeć te słowa z Jego ust. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza..
-Co się dzieje Vicky?-zapytał troskliwie.
-A jeżeli to się powtórzy? Jestem słaba..drugi raz nie dam rady Go powstrzymać. Zrobi coś mi, Tobie..i Zack'woi.-powiedziałam, szlochając. Czułam fontannę łez na moich policzkach.
Brunet przytulił mnie do siebie mocno, gładząc swoją dużą dłoniom moje roztrzepane włosy.
-Tym razem nie pozwolę na to, by się do Was zbliżył.-powiedział. Jego powaga zwaliła mnie z nóg.
-I co zrobisz? Zabijesz go?-zapytałam, nie dowierzając w to co mówi.
-Jeżeli będzie taka potrzeba, to zrobię to Vicky. Zabiję Jego i każdego kto Was tknie.-odpowiedział. Poczułam ulgę, gdy obejmował mnie swoim ramieniem. Czułam wtedy spokój i bezpieczeństwo. Czułam się wtedy jak w normalnej rodzinie, w której tak pragnęłam być.

2 TYGODNIE PÓŹNIEJ..

Leżałam wykończona całym dniem na łóżku. Nie miałam już siły. Niall póki co odpuścił sobie polowanie na nasze życie, ale obowiązki matki mnie przerastają. Myślałam, że to wszystko będzie prostsze i posiadanie dziecka, to tylko przyjemności, nie wiążące się z żadnymi niekorzyściami.
-Coś się stało?-zapytał Zayn, wchodząc do sypialni w samych bokserkach. Podniosłam się lekko na łokciach i zagryzłam wargę na Jego widok.
-Nic. Jest w porządku.-odpowiedziałam, lustrując każdą część Jego urzeźbionego ciała. Musiał to zobaczyć, bo zawadiacko się uśmiechnął i rzucił na łóżko, tuż przy mnie.
-Masz ochotę?-zapytał, jeżdżąc delikatnie palcem po tasiemce mojej koronkowej bielizny, w której leżałam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-odpowiedziałam. Zmieniłam pozycję naszych ciał i usiadłam na niego okrakiem. Położyłam swobodnie ręce na Jego klacie i nachyliłam się do pocałunku.
-Vicky, a Zack?-zapytał. Poczułam jak zaczyna się we mnie gotować.
-Co Zack?-wymięłam pytanie, przewracając oczami.
-No nie usłyszy?-dodał. Spojrzałam na Niego i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
-Co Cię tak bawi?-zapytał. 
-To, że Zack ma miesiąc i nie wie co to jest seks..-odpowiedziałam, nadal chichocząc pod nosem. 
-Czyli nie chcesz?-zapytałam, robiąc się z chwili na chwilę poważniejsza.
-Chce, ale..-jego zawahanie, doprowadziło mnie do tego stopnia, że miałam ochotę wybuchnąć. Tak po prostu.. może trochę pokopać i pogryźć.
-Dobrze, zapomnijmy o tym.-wstałam z Niego i zeszłam do kuchni. Cholernie zabolało mnie Jego odtrącenie. Nie uprawialiśmy seksu od trzeciego miesiąca mojej ciąży. W jednej sekundzie poczułam się brzydka i niechciana. Wiedziałam, że już go nie pociągam. Otworzyłam szafkę, z której wyciągnęłam sok. Gdy nachylałam się po szklankę, poczułam ciepły dotyk Zayn'a na moich biodrach. Przegryzłam delikatnie wargę, choć w mojej głowie nadal szalała furia.
-Nie gniewaj się.-szepnął mi do ucha, powoli zagryzając gładką skórę na nim.
-Nie chcesz mnie. Nie pociągam Cię już.-odpowiedziałam, próbując otworzyć sok. Bez efektu. Odwrócił mnie do siebie i jednym sprawnym ruchem, posadził mnie na blat kuchenny.
-Nawet nie wiedz jakie Ty bzdury wygadujesz.-szepnął, rozsuwając moje nogi, między które swobodnie wszedł. Oblizałam powoli swoje usta, gdy Jego przyjemnie błądziły po mojej szyi, zostawiając na niej namiętne pocałunki. 
-Chce Cię tu i teraz, Vicky.-mruknał do mojego ucha. Poczułam na ciele dreszcz, który wzrastał z każdym Jego dotykiem.
-Ja też tego chce.-szepnęłam cicho, zjeżdżając dłońmi z ramion bruneta do Jego bokserek. Zaczepiłam palcem o tasiemkę Jego bielizny i bez problemu zsunęłam ją w dół. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie swoim wyjątkowym spojrzeniem.
-Pobaw się nim..-szepnął mi do ucha, na co poczułam piekące rumieńce na swoich policzkach. Zdjął ze mnie bluzkę, którą miałam na siebie zarzuconą. Jego dłonie stanęły na moich piersiach, delikatnie je ściskając, a moje posłusznie powędrowały na jego penisa. Ścisnęłam go delikatnie, próbując pobudzić jego zmysły. Drażniłam go swoimi palcami, przejeżdżając nimi w górę w i dół w zawrotnym tępię.
-Vicky..-jęczał zadowolony Zayn, odchylając głowę w tył. Poruszałam nim coraz szybciej i mocniej, widząc przyjemność wymalowaną na twarzy chłopaka. Gdy poczułam, że zaraz dojdzie, zaprzestałam swoim czynom. 
-Dlaczego?! Przegięłaś kochanie.-warknął i zerwał ze mnie koronkowe stringi. Przyparł mnie do swojego ciała i wszedł we mnie mocno. Pisnęłam z początkowego bólu.
-Zaraz będzie w porządku.-szepnął, całując każdy milimetr moje szyi.
-Wiem o tym.-odpowiedziałam cicho, przechylając głowę, by dać mu dostęp do większej przestrzeni. Jego ruchy stawały się coraz szybsze i mocniejsze, dając mi tym coraz więcej rozkoszy. 
-Zayn!-krzyczałam, czując jego przyjaciela coraz głębiej w sobie. Moje jęki objęły przestrzeń całego domu, ale nie obchodziło mnie to. Delektowałam się tą rozkoszną chwilą. Wchodził we mnie długo i namiętnie.
-Dojdź! Vicky..-mruknął do mojego ucha, czując, że dochodzi. 
-Jeszcze chwila..-powiedziałam cicho, wyginając się w łuk. Doszliśmy w tym samym czasie. Zaspokojona opadłam na Jego ramiona. 
-Jesteś cudowny..-szepnęłam, całując go namiętnie. Nasze języki idealnie się komponowały.
-A Ty zrobisz coś dla mnie?-zapytał, przerywając krótki pocałunek.
-Zayn..-szepnęłam zawstydzona, wiedząc co chłopak ma na myśli.
-Vicky..-odpowiedział pewnie, przeczesując kosmyk moich włosów za ucho. Westchnęłam i niechętna zeszłam z blatu. Uklęknęłam przed chłopakiem i wzięłam Jego dużego penisa do ust. Przez pierwsze ruchy dławiłam się nim, jednak potem szło mi już lepiej. Ssałam go i drażniłam koniuszkiem języka, dając Zazie przyjemność. Szarpał mnie za włosy dociskając do siebie. Pokornie wykonywałam ruchy, dające rozkosz mojemu ukochanemu przez, dłuższą chwilę. Gdy poczułam, że zaraz dojdzie chciałam się wycofać.
-Nie kochanie..-szepnął. Podniosłam wzrok i chwilę później poczułam w ustach ciepłą maź.
-Połknij.-powiedział zdyszany i zadowolony Zayn. Niechętnie zrobiłam to co mi kazał. Wstałam i spojrzałam na niego błagalnie.
-Nigdy więcej.-warknęłam.
-Byłaś świetna.-szepnął i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się, gdy złapał mnie w pozycji panny młodej i zaniósł na górę. Położył mnie na łóżku w sypialni i już po chwili opadł obok..
-Vicky?-zapytał, wyrywając mnie z wędrowania w obłokach.
-Tak, kochanie?-zapytałam. 
-Wyjdź za mnie.-szepnął. Spojrzałam na Niego nie wierząc w to co właśnie usłyszałam.
___________________________________
Bardzo starałam się, by ostatni rozdział was zadowolił. ZAWIODŁAM SIĘ WIDZĄC 19 KOMENTARZY..TYLKO. Jak czytasz to skomentuj, przecież nic Cię to nie kosztuje. A NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 25 KOMENTARZY. Przepraszam za błędy.

KONKURS !!

Konkurs jest bardzo prosty. Opiszcie w komentarzach w paru zdaniach główną bohaterkę. Powiedzmy, że ma być to krótka i zwięzła charakterystyka. NAJLEPSZE KOMENTARZE DOSTANĄ NAGRODĘ.

I MIEJSCE : prezent na ask'u i 50 lajków + dedykacja następnego rozdziału.
II MIEJSCE : prezent na ask'u i 30 lajków.
III MIEJSCE : 25 lajków i trafia na 3 dni do opisu.

PODAWAJCIE SWOJE ASKI. Jeżeli ich nie posiadacie, opiszcie bohaterkę i sami wymyślcie co chcielibyście dostać w wypadku zajęcia, którego z tych trzech miejsc. 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 57

-Csii...-szepnął, przejeżdżając palcem po moich drżących wargach.
-Podaj mi Go.-powiedział, wystawiając ręce po Zack'a.
-Proszę Cię, zostaw Go..-szepnęłam, błagającym tonem, przyciskając do swojej piersi syna.
-Zrobię to szybko..Nie będzie Go boleć.-dodał. W Jego oczach panował dziwny spokój, zmieszany z chęciom zemsty. Nie wiedziałam co robię. Zacisnęłam zęby i szukałam pośpiesznie wzrokiem czegoś co mogłabym użyć jako swojej broni. Moją uwagę przykuł wazon z sztucznymi kwiatami, stojący na parapecie tuż obok mnie. Wiedziałam, że jeżeli podam swoje dziecko Niall'owi, będę miała bardzo mało czasu.
-Nie rób tego na moich oczach..-szepnęłam. Pocałowałam synka w głowę i podłam zadowolonemu Horanowi.
-Grzeczna dziewczyna.-wtrącił. Korzystając z chwili, gdy kładł małego na przewijak, złapałam za szklany przedmiot. Rozmachnęłam się i całą złością, rozbiłam go na głowie chłopaka. Upadł na ziemie nieprzytomny, a cały dom przepełnił się płaczem Zack'a. Szybko wzięłam Go na ręce, próbując uspokoić.
-Już dobrze, skarbie. Mamusia jest przy Tobie.-szepnęłam, kołysząc się z nim. Wiedziałam, że mam mało czasu. Wybiegłam z pokoju.
-Masz niezbyt ogarnięta mamę.-szepnęłam do małego i wróciłam się do pokoju. Wyciągnęłam z kieszeni mojego byłego broń i włożyłam ją do kieszeni swoich spodni. Zbiegłam na dół. Chciałam złapać za klamkę, jednak wszystkie drzwi były pozamykane. Kierując się do skrzynki, gdzie były wszystkie klucze, zorientowałam się z daleka, że skrytka jest pusta. Spanikowałam. Dotarło do mnie, że jestem w pułapce, z której nie ma wyjścia. Dotarło do mnie, że mogę teraz narazić  siebie i swoje dziecko. Nie mogłam na to pozwolić. Zbiegłam do piwnicy, której kluczyk był w drzwiach. Piwnica była na szerokość całego dużego domu, więc pomieszczenie było ogromne i szczelne. Nie było słychać żadnych dźwięków. Często schodziłam tam przed porodem, by pobyć sam na sam z własnymi myślami.
-Kochanie. Pamiętaj, że cokolwiek by się nie stało..jesteś dla mnie najważniejszy.-szepnęłam do uszka, mojego małego synka. Był nad wyraz spokojny. Uśmiechnęłam się do Niego przez łzy i włożyłam do koszyka, przepełnionego praniem. Pocałowałam małego w główkę i położyłam przy Nim łańcuszek, który dostałam od Zayn'a, gdy dowiedział się o tym, że jestem w ciąży.
-Nie dam zrobić Ci krzywdy, synku. Nigdy.-szepnęłam, nadal szlochając. Dusiłam się już łzami, jednak lekceważyłam to. Okryłam ciało Zack'a ciepłą kołdrą i założyłam czapeczkę, z racji tego, że w pomieszczeniu było chłodnawo.
-Wrócę po Ciebie..ktoś wróci.-szepnęłam po raz ostatni i wybiegłam z piwnicy, dobrze ją zakluczając. Schowałam kluczyk do stanika, mając pewność, że w tym miejscu na pewno nie zginie. Wbiegłam na korytarz.
-Niall!-krzyknęłam głośno, by mój głos obiegł cały dom. Nie dostałam żadnej odpowiedzi, co oznaczało, że blondyn jeszcze nie odzyskał przytomności.
-Błagam, daj mi jeszcze trochę czasu..-szepnęłam sama do siebie, przez morze spływających łez. Pośpiesznie wbiegłam do kuchni, łapiąc za słuchawkę starego telefonu domowego, wiszącego na ścianie. Po raz kolejny wybrałam numer Louis'a. Odebrał. Odebrał po drugim sygnale.
-Hallo?-zapytał po drugiej stronie, bardzo spokojnym głosem.
-Lou, On jest w domu! Jestem zamknięta z Niall'em! On nas zabije!-krzyknęłam roztrzęsiona do słuchawki.
-Vicky! Gdzie On teraz jest?-zapytał zdenerwowany.
-W pokoju małego! Jest nieprzytomny! Louis, On nas zabije..mam mało czasu. Dom jest zamknięty!-krzyczałam jak nienormalna.
-Jest z małym?!-zadał kolejne pytanie, zamiast ruszyć tu swój tyłek.
-Nie! Mały jest bezpieczny póki co. Błagam pomóż nam..-szepnęłam, słysząc skrzyp podłogi.
-Już jade Vicky, nigdzie się stamtąd nie ruszaj.-powiedział.
-Bardzo zabawne.-dodałam przez łzy i rozłączyłam połączenie. Starłam się być jak najciszej potrafię, by zdołać usłyszeć każdy ruch osoby, schodzącej na dół. Schyliłam się, chowając się za blat i złapałam największy kuchenny nóż jaki miałam pod rękom.
-Nie dam Ci się..-szepnęłam sama do siebie. Wychylając się za stół kuchenny, widziałam Jego ruchy. Obserwował cały dom, szukając mnie..szukając NAS. Na moje nieszczęście zaczął poszukiwania, kierując się do kuchni. Jego kroki niebezpiecznie się do mnie zbliżały.
-A tutaj jesteś.-powiedział spokojnie, widząc mnie. Schowałam nóż za plecy.
-Niegrzecznie się zachowałaś, robiąc mi takie świństwo, wiesz?-zapytał, przecierając swoje bujne włosy z pojedynczych pasm krwi, jakie mu zrobiłam uderzeniem u góry.
-Przepraszam Niall..nie chciałam zrobić Ci krzywdy.-szepnęłam. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła.
-A gdzie jest Twój śliczny synek?-zapytał. Przełknęłam głośno ślinę.
-Nigdy Go nie dostaniesz! Nigdy nie dam Ci Go tknąć!-krzyknęłam. Z moich oczu poleciały łzy.
-Czyli chcesz powiedzieć, że wolisz sama zginąć?-zapytał. Przybliżał się do mnie, co powodowało u mnie jeszcze większy paraliż ciała, który chcąc nie chcąc, musiałam pokonać.
-Jeśli będzie trzeba, to tak!-odkrzyknęłam. Roześmiał się prosto w moją twarz, przepełnioną smutkiem i goryczą.
-Podziwiam Twoją próbę walki. Jednak nie popełniłem błędu, wybierając Ciebie na Panią Horan.-powiedział pewnie.
-Nigdy bym Nią nie została! Jesteś chory, Niall! CHORY!-krzyknęłam. Moje plecy po raz kolejny zderzyły się z ścianą, co spowodowało upadek z moich rąk, noża.
-Oo co ja widzę. Tak się chciałaś ze mną bawić?-zapytał.
-To nie tak. Ja..ja przepraszam.-szepnęłam zapłakana. Pokiwał tylko głową.
-Nóż nie jest w moim stylu. Zabijanie tym narzędziem brudzi mi ręce. Ta krew tryskająca po ścianach...Nie, nie. Lepiej to odłóż.-mówił to tak perfidnie..zacisnęłam pięści i kopnęłam nóż wgłąb pokoju. Nie wiedziałam czy dobrze robię, jednak mimo upływających sekund Niall nie podszedł, by podnieść tą broń. Jego kroki wybrały mnie..podchodził co raz bliżej.
-Zostaw mnie. Co ja Ci zrobiłam?-zapytałam w akcie desperacji.
-Za dużo by opowiadać, a przecież nie mamy czasu na pogawędki.-odpowiedział wesoły. Wyjrzałam przez ramię, gdzie miałam niewielką trasę do pokonania, by uciec z kuchni. W mojej głowie rozpoczęła się chora gra. Spojrzałam na podchodzącego psychopatę, Niall'a i postanowiłam zaryzykować. Przebiegłam kawałek, tyle ile sił w nogach. Krótko po mnie wystartował Niall. Biegłam jak oszalała po schodach, potykając się raz na jakiś czas. Próbując Go jak najdłużej zatrzymać, rozrzucałam po schodach rzeczy, przewieszone przez obręcze. To mnie zrujnowało. Przewróciłam się i zanim zdążyłam podnieść, stał już nade mną blondyn.
-Przestań się ze mną bawić, Vicky! I tak wiemy, że nie wygrasz.-szepnął, przeczesując spokojnie mój kosmyk włosów za ucho.
-Jeszcze zobaczymy.-odpowiedziałam pełna determinacji i kopnęłam chłopaka, w sposób, w którym jak zabawka zleciał na ziemię. Odwróciłam się, by zobaczyć czy żyję. Jęczał na dole, przeklinając moje imię.
-Nienawidzę Cię, Niall!-krzyknęłam. Podniósł się obolały i podniósł się, a ja w tym czasie podjęłam próbę ucieczki do mojej sypialni. To był jedyny pokój, w którym, choć na chwilę poczułam krztę spokoju. Wbiegłam do niego, szczelnie zamykając drzwi. Obstawiłam je ciężką komodą, z którą miałam problem. Przez zamek od klucza, którego niestety nie miałam, spoglądałam czy Niall nie zbliża się do pokoju. Miałam jeszcze chwilę, choć słyszałam jak Jego obolałe ciało wlecze się coraz bliżej. Zerknęłam do szafki Zayn'a, do której zawsze miałam silny zakaz wstępu. Teraz ryzykowałam. Otworzyłam szafkę i zobaczyłam w niej masę naboi i broń. Naładowałam pistolet całym magazynkiem i schowałam do drugiej kieszeni. Drzwi zaczęły się poruszać, a w domu rozległo się głośne walenie do drzwi.
-Vicky, otwórz!-krzyczał zdesperowany Niall.
-Nie ma takiej opcji! Zostaw mnie w spokoju!-odkrzyknęłam. Moje zabarykadowanie się, nie dało jednak zamierzonego efektu. Mimo tego, że chłopak miał przez upadek ograniczone ruchy, zdołał wyważyć następne drzwi.
-Słuchaj, będziesz płacił za zdemolowanie mojego mieszkania. Robisz sobie tutaj małpi gaj, a ja mam po Tobie sprzątać.-powiedziałam zdenerwowana. Zaśmiał się, podchodząc do mnie.
-Zostaw mnie!-krzyknęłam. Nie zareagował, więc wyciągnęłam z kieszeni broń, którą odbezpieczyłam.
-Ostatni raz, mówię, że masz się do mnie nie zbliżać!-krzyknęłam, kierując pistolet w Jego ciało.
-Nie zrobisz tego, kochana.-szepnął, uśmiechając się do mnie perfidnie.
-Wydaję mi się, że nie chcesz się przekonać.-powiedziałam ciszej, strzelając w ścianę, obok niego.
-Za tą szkodę płacisz Ty.-odpowiedział rozbawiony. Z moich oczu nieustanie sączyły się gorzkie łzy.
-Dość tego!-odkrzyknęłam. Strzeliłam Mu w stopę i wybiegłam z pokoju, czując jak coś wypada mi z kieszeni. Jedna z broni. Kurwa! Chciałam się po nią cofnąć, ale była już w posiadaniu jęczącego z bólu Niall'a. Kula tylko Go drasnęła, a On tak panikował. Zbiegając na dół po schodach, usłyszałam walenie do drzwi wejściowych.
-Vicky! Vicky, jesteś?!-usłyszałam znajomy głos..Louis! Zbiegłam po schodach, próbując jakoś Mu otworzyć.
-Lou, to drzwi antywłamaniowe! Nie otworzę tego!-krzyczałam zapłakana.
-Odsuń się!-krzyknął. Zrobiłam to co mi kazał. Strzelił w klamkę, jednak nieskutecznie. Wyjrzałam na schody i zobaczyłam, schodzącego na dół Niall'a. Na całym ciele miałam rany, podobnie z resztą jak On.
-Louis, On tu schodzi!-krzyknęłam.
-Dokładnie...-odpowiedział cicho blondyn. Wyciągnęłam broń i wymierzyłam w Jego ciało. On za to miał na muszce mnie.
-Niall, ja strzelę!-krzyknęłam.
-Ja pierwszy!-odkrzyknął i nacisnął spust.
W tym samym czasie drzwi z impentem się otworzyły.
-Ty skurwielu!-krzyknął Louis i strzelił Niall'owi w ramię. Chłopak zaliczył drugi upadek ze schodów, tracąc przytomność. Dopiero teraz poczułam jak ciepła ciecz spływa po moim ramieniu, a ja pogrążona zostałam w niesamowitym bólu na poziomie niższym niż ucho. Złapałam się za ranę, czując jak nogi się pode mną uginają.
Upadłam na ziemię, z przechyloną głową w bok. Tommo od razu upadł obok mnie.
-Vicky, trzymaj się! Dzwonię na pogotowie!-krzyknął.
-Nie Lou....dam radę. W piwnicy jest Zack..-szepnęłam ostatkami sił, wyciągając ze stanika kluczyk.
-Powiedz Mu, że Go kocham..-szepnęłam, uśmiechając się do chłopaka błagalnie.
-Vicky nie!-ten krzyk był ostatnim co usłyszałam.
_____________________________________
Pisałam ten rozdział ponad godzinę i jestem z siebie niesamowicie zadowolona.
MAM NADZIEJĘ, ŻE SKOMENTUJECIE MOJA PRACĘ. Kocham Was. :*
// Za błędy szczerze przepraszam. :)) + Zapraszam tu >>Klik<<

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 56

-Jak to był pusty?!-zerwałam się z miejsca, chcąc wyjść z sali. Zayn złapał mnie jednak za nadgarstek i skutecznie zatrzymał w łóżku.
-Jest wcześniakiem. Został zabrany na badania.-powiedział.
-Boże...mogłeś to powiedzieć od razu.-szepnęłam. Czułam jak nerwy powoli zaczęły ze mnie schodzić. Malik przytulił mnie mocno do siebie.
-Co się z Tobą dzieje?-zapytał.
-Nic...-odpowiedziałam. Wtuliłam się tylko w Niego. Tylko jego zapach i poczucie bezpieczeństwa w Jego silnych ramionach potrafiło ukoić moje nerwy.
-Vicky, martwię się.-szepnął, gładząc dłoniom moje włosy.
-Nie potrzebnie.-odpowiedziałam, odrywając się od Niego. Pokiwał tylko desperacko głową, na co lekko się uśmiechnęłam.
-Rozmawiałem z lekarzem.-powiedział, przerywając chwilę dręczącej ciszy.
-I co powiedział?-zapytałam.
-Powiedział, że Zack ma dobre wyniki i może dzisiaj po południ będę mógł zabrać Cię do domu, księżniczko.-mruknął. Podskoczyłam na łóżku ze szczęścia. Tak bardzo się ucieszyłam, że nie będę już bała się spuścić mojego syna, choćby na chwilę z oczu.
-Kocham Cię, Zayn.-szepnęłam, wtulając się w chłopaka.
-A ja kocham Ciebie, Vicky.-odpowiedział. Wpiłam się namiętnie w jego usta, przedłużając chwilę, która mogłaby trwać w nieskończoność.

PARĘ DNI PÓŹNIEJ...

Przebierałam właśnie mojego cudownego synka, gdy usłyszałam z dołu dzwonek do drzwi.
-Cholera.-burknęłam pod nosem. Opatuliłam Zack'a w kocyk i zeszłam z Nim powoli na dół. Otworzyłam drzwi, w których stal młody mężczyzna z jakąś paczką.
-Dzień dobry.-powiedział.
-Witam. W jakiej Pan sprawię?-zapytałam, kierując swój wzrok na pudełko, które trzymał ciasno w rękach.
-Jestem kurierem. Miałem to dla Pani zostawić. Pani Victoria Jonson, prawda?-zapytał. Pokiwałam twierdząco głową. Podał mi paczkę do ręki, którą wystawiłam w jego kierunku. Mimo potężnego opakowania wcale nie była ciężka.
-Proszę jeszcze tu podpisać.-powiedział. Spojrzałam na jego małą gównianą teczkę i niecierpliwie westchnęłam. Włożyłam Zack'a do wózka stojącego obok drzwi i podpisałam mu "raport doręczenia".
-Do widzenia.-powiedziałam na odczepnego, zamykając za młodym mężczyzną drzwi.
-Ciekawe co to, prawda synku?-spojrzałam na grzecznego chłopczyka w wózku. Oparłam się o komodę stojącą w głębi przedpokoju i otworzyłam pudełko.
-Boże...-szepnęłam sama do siebie, gdy zobaczyłam jego zawartość. W środku była zwiędnięta czerwona róża i masa jakiś zdjęć. Odwróciłam jedno z nich i zobaczyłam Niall'a i swoją wydrapaną twarz w naszej wspólnej fotografii. Zdjęcie upadło w nerwach na podłogę, ja zorientowałam się, że jest też list...Wyciągnęłam kartkę z koperty i zaczęłam czytać.
       
Kochana Vicky..
Mam nadzieję, że cieszy Cię mój prezent. Wysyłam Ci go, ponieważ jestem niesamowicie ciekaw jak się trzymasz i jak czuję się Twój mały synek.. Przyznam, że faktycznie jest bardzo ładny. Wyobraź sobie, przypadkowo widziałem wczoraj Twoją cudowną rodzinkę na spacerze w parku około 12. Mam nadzieję, że nie zaczynasz się teraz bać, że mogę stać przed drzwiami lub w którymś oknie. Choć powiem Ci, że wskazane by było, gdybyś teraz uważała na swoich najbliższych. Obiecałem, że się nie poddam. Obiecałem też, że nie zacznę od Ciebie. Ty będziesz moim słodkim deserkiem. A mogło być tak pięknie, pamiętasz? Przepraszam Cię, ale muszę skończyć ten list..moja kochana córeczka LILY mnie wzywa. SAMA WIESZ JAK WAŻNE SĄ TERAZ NASZE DZIECI. OSOBY ZA KTÓRE MOŻNA ODDAĆ NAWET ŻYCIE, nie sądzisz? Pozdrów swojego kochasia, który jest teraz bodajże dobrych parę godzin od domu..

                                                                                     Xoxo Niall.

Moje ręce bezwładnie opadły, a do oczu naleciało milion gorzkich łez. Przestraszyłam się. Bałam się o wszystkich moich bliskich. Czułam fontannę łez, spokojnie spływającą po moich policzkach.

-Ogarnij się, Vicky!-powiedziałam sama do siebie. Podbiegłam do drzwi i zamknęłam je na wszystkie zamki, upewniając się, że na pewno nie da rady ich otworzyć. Wyciągnęłam Zack'a z wózka i skierowałam się do tylnych drzwi, łączący ogród z domem. Pozamykałam wszystkie możliwe wejścia do mojego mieszkania. Wbiegłam po schodach do pokoju mojego synka, łapiąc po drodze telefon z sypialni. Położyłam chłopczyka do jego łóżeczka i wybrałam numer Zayn'a. Odebrał po drugim sygnale.
-Tak kochanie?-zapytał. Jego głos w jakimś stopniu mnie uspokoił.
-Zayn, wszystko w porządku?-zapytałam drżącym głosem.
-Tak, jest OK. Vicky, czemu jesteś zdenerwowana? Coś się stało? Coś z małym?-zadawał miliony pytań, a w mojej głowie rodziły się chore myśli na temat tego co może Mu się stać z dala od domu.
-Nie. Wszystko jest tak jak być powinno. Proszę tylko uważaj na siebie.-szepnęłam do słuchawki, próbując nie dać po sobie poznać, że płaczę.
-Dobrze skarbie. Wy też na siebie uważajcie.-powiedział. Gdy nastała chwilowa cisza i byłam pewna, że chce zakończyć już rozmowę, podniosłam głos.
-Zayn..?-zaczęłam.
-Tak..?-wzięłam głęboki oddech, spoglądając na naszego śpiącego synka.
-Obiecuj mi, że nigdy nas nie zostawisz. Mnie i Zack'a. Obiecuj, że nigdy nie odejdziesz w jakichkolwiek okolicznościach. Zawsze będziesz bronił mnie...Zack'a i przede wszystkim siebie.-powiedziałam.
-Obiecuję kochanie. Jesteście dla mnie wszystkim. Ale teraz muszę, kończyć. Zadzwonię później.-cmoknął słuchawkę i rozłączył się. Bałam się spojrzeć w jakiekolwiek miejsce. Bałam się, że mogę zobaczyć tam te bujne blond włosy. Zamknęłam się w pokoju na kluczyk i wybrałam numer Louis'a. Jak na złość nie odbierał. Rzuciłam telefonem w kąt i zaczęłam płakać. Nikt nie wie jakie to jest uczucie bać się własnego cienia..stałam się matką..nie boję się o siebie. Boję się o mój największy skarb, jakim jest moje dziecko. Słowa Niall'a stale chodziły w mojej głowie, nosząc za sobą głośne echo.
-Najpierw zajmę się twoimi bliskimi....-usłyszałam ten głos po raz kolejny. Czy to moja wyobraźnia?
-Kto tu jest?!-zapytałam zdenerwowana, podchodząc do łóżeczka Zack'a. Wzięłam Go na ręce nie zważając na to czy może się obudzić.
-Obiecałem, że Ty będziesz moim deserkiem.-znów ten głos. Spojrzałam na klamkę, która zaczęła się ruszać. Miałam już pewność, że to Niall, który nieokreślonym sposobem wszedł do domu. Złapałam za telefon i po raz kolejny podjęłam próbę skontaktowania się z Tomlinsonem.
-Vicky, otwórz...przecież wiesz, że CIEBIE TERAZ NIE SKRZYWDZĘ.-mówił to tak spokojnie..Przycisnęłam do siebie mojego chłopczyka jeszcze bardziej.
-Niall, błagam zostaw mnie w spokoju...-wypowiedziałam przez natarczywy opad łez.
-Na błaganie jest za późno.-powiedział. Drzwi zaczęły się ruszać. Zadrżałam, gdy do tego doszedł jeszcze przeraźliwy płacz mojego syna. Z ręki wypadł mi telefon, którym chciałam zadzwonić do przyjaciela.
-Niall, zrobię wszystko co chcesz, ale nie rób nam krzywdy!-krzyknęłam. Nie dostałam już odpowiedzi. Nastała głucha cisza, która powodowała u mnie jeszcze większe zdenerwowanie. Kurczowo trzymałam mojego dziudziusia, opatulonego kocem. Mijały minuty, ciągnące się w nieskończoność, a ja nadal siedziałam zamknięta w pokoju. Płacz dziecka również ustał. Słyszałam tylko bicie swojego serca.
-Koniec patyczkowania się w Tobą, kurwa!-krzyknął Niall, wyważając drzwi. Podskoczyłam, przechodząc w kąt pokoju.
-Niall..błagam..weź mnie. Ale zostaw Jego...to jeszcze małe dziecko.-szepnęłam. Roześmiał mi się w twarz, niebezpiecznie się do mnie zbliżając. Gdy zetknęłam swoje plecy ze ścianą, poczułam jego miękką dłoń na swoim policzku.
-Jesteś taka piękna, gdy się boisz.-wyszeptał mi do ucha, jednocześnie paraliżując moje ciało. Po chwili Jego spojrzenie spoczęło na malutkim Zack'u, który spokojnie był wtulony w moją pierś.
-Myślisz, że Zayn'owi było by smutno, gdyby komuś z Was coś się stało?-zapytał. Moja klatka piersiowa zaczęła się szybciej poruszać, a serce bić jak oszalałe. Przycisnęłam do siebie swojego syna, widząc jak blondyn wyciąga z pasa swoich spodni broń.
-Niall..błagam..-szepnęłam w akcie desperacji.
____________________________________
Mam nadzieję, że się podoba i moge liczyć chociaż na te 20 komentarzy.
NADAL ZAPRASZAM NA SWOJEGO NOWEGO BLOGA "COMPLEKS".
http://compleks-niallhoran-love.blogspot.com/ 
I chciałabym polecić ten blog - http://victim-niallhoran.blogspot.com/ :)))

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 55

-Niall, co Ty tu robisz?-zapytałam zdziwiona. Nie wierzyłam w to, że stoi przede mną po tylu miesiącach. Z jednej strony chciałam go przytulić, a z drugiej wybiec z tego miejsca jak najszybciej umiałam.
-Co ja tu robię?-zapytał, uśmiechając się. Zdziwiłam się, widząc Jego zachowanie. Pokręciłam głową, chcąc wiedzieć co mi odpowie.
-Odwróć się.-powiedział. Zrobiłam jak mi kazał i spojrzałam ponownie na pomieszczenie za szybą gdzie znajdowały się same noworodki.
-Widzisz to dziecko?-pokazał palcem na jeden z inkubatorów.
-To mój syn.-szepnęłam. Bałam się tego do czego On jest zdolny.
-Nie..ten obok.-odchyliłam lekko głowę i spojrzałam na malutką dziewczynę. Nie widziałam dokładnie jej twarzy, tylko pojedyncze kosmyki blond włosków.
-No i co?-zapytałam.
-Jestem tu, bo ta ślicznotka jest moją córką.-odpowiedział. Poczułam ból w klatce piersiowej, jakby ktoś wbił mi teraz nóż w plecy. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Byłam pewna, że przyjechał tu utrudnić mi życie, ale to zabolało mnie jeszcze bardziej. Spojrzałam na Niego, nie wiedząc co mam odpowiedzieć.
-Zaskoczona?-zapytał. Wzięłam głęboki oddech, patrząc jeszcze raz na dzieci przed nami.
-Nie..w końcu jesteś Jej ojcem.-odpowiedziałam, próbując być w tej sprawie jak najbardziej obojętna. Nie rozumiem dlaczego tak mnie to zabolało.
-Tak, jestem. Ma na imię Lily.-powiedział, bezczelnie się na mnie patrząc. W moich oczach pojawiły się łzy i przypomniały wszystkie złe emocje związane z tym człowiekiem.
-Jak mogłeś?-zapytałam, czując jak pojedyncza łza swobodnie dryfuje po moim policzku.
-Jak mogłem, co?-wyminął moje pytanie, niemal śmiejąc mi się w twarz.
-Jak mogłeś nadać temu dziecku imię naszej córki, którą zabiłeś!?-wykrzyczałam mu prosto w twarz. Łzy coraz nachalniej płynęły po mojej twarzy.
 -Ja ją zabiłem? Nadal nie rozumiem o co Ci chodzi, Vicky.-odpowiedział. Spojrzałam jeszcze raz na tą dziewczynkę i wybiegłam resztkami swoich sił z pomieszczenia. Usłyszałam za sobą śmiech tego skurwiela. Tak cholernie bolało. Doskonale wiedział jak bardzo przeżyłam stratę mojego pierwszego dziecka. Jak przeżyłam to, że poroniłam. Ale to była Jego wina! To On zepchnął mnie ze schodów! To On zabił nasze dziecko, a teraz zrobił sobie drugie, nadając jej to samo imię! Nie wytrzymuję już tego...Przyspieszyłam, przechodząc przez długi korytarz. Patrzałam po szklanych drzwiach, w której leży ta dziwka, Kate. Nigdzie nie widziałam tej Jej dziwkarskiej gęby. Doszłam do ostatnich drzwi. Leżała tam i tak słodko spała. Moje emocję przejęły nade mną kontrolę. Uchyliłam cicho drzwi i weszłam do Niej. Wzięłam poduszkę z pustego łóżka, które znajdowało się obok Niej.
-Zapłacisz mi teraz za wszystko...-szepnęłam sama do siebie. Czułam uśmiech na mojej twarzy, choć wiedziałam, że nie powinnam. Nie panowałam nad swoim ciałem. Przez wpadające z korytarza światło widziałam jej twarz. Złapałam poduszkę z dwóch stron i przyłożyłam mocno do jej twarzy. Przycisnęłam ją jak najbardziej mogłam. Próbowała krzyczeć, lecz ja nie panowałam nad sobą. Dynamicznie ruszała rękami i nogami..Po chwili przestała. Odsunęłam poduszkę, cała zalana łzami. Spojrzałam na Nią.
-Boże, co ja zrobiłam...-szepnęłam. Rzuciłam poduszkę w kąt i nacisnęłam przycisk przy Jej łóżku, przywołujący pielęgniarkę bądź lekarza. Wybiegłam szybko z Jej sali kierując się do siebie. Czy ja właśnie ją zabiłam?! Zrobiła mi tyle krzywdy, ale ja zniżyłam się teraz tylko do Jej poziomu. Osunęłam się na ziemie przed łóżkiem i zaczęłam płakać.
To była histeria, którą dodatkowo spowodował widok biegnących lekarzy i pielęgniarek na korytarzu. Nie wiem ile czasu tak spędziłam. Za oknem robiło się już jasno. Wstałam i położyłam się do łóżka. Cały czas myślałam o Kate..bardzo żałowałam tego co zrobiłam. Nie panowałam nad sobą. Nie chciałam tego. Boże, przysięgam, że tego nie chciałam! Z myśleń wyrwał mnie huk, otwierających się drzwi.
-Nie udało Ci się!-krzyknął rozwścieczony Niall.
-O co Ci chodzi?-zapytałam, udając, że nie wiem o co chodzi.
-To Ty zrobiłaś coś Kate! Sama nie zaczęła się dusić! Masz szczęście, że Ją uratowali! Ale powiem Ci jedno..Tobie się nie udało, ale mi się uda. Zniszczę najpierw Twojego kochasia, a potem Waszego cudownego synka. Jak będziesz grzeczna, to dostaniesz jakąś Ich część ciała na pamiątkę.-powiedział. Widziałam w Jego oczach złość, którą pogłębiała się z każdą sekundą. Zaczęłam trząść się ze strachu..dodatkowo On zaczął się do mnie przysuwać. Usiadł na brzegu łóżka i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
-Taka ładna buźka..-zaczął, uśmiechając się.
-Za Ciebie zabiorę się na koniec..Chce żebyś widziała ból Twoich najbliższych.-powiedział z pełną premedytacją. Śmiał mi się prosto w moja zapłakaną twarz. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie miałam nawet siły Go odepchnąć.
-Dlaczego mi to robisz?-zapytałam, drżącym głosem.
-Ooo..księżniczka się przestraszyła?-wyminął pytanie, zmieniając przy tym ton, na bardzo spokojny.
-Byłaś moja Vicky..naznaczyłem Cię i nie masz prawa być nikogo innego.-szepnął mi do ucha, przegryzając Jego płatek. Zacisnęłam zęby i próbowałam przetrwać jakoś tą chwilę.
-Przecież Ty kochasz Kate...-szepnęłam zapłakana.
-Kate jest dobra do pierdolenia. I jest matką mojej LILY.-powiedział podkreślając imię swojej córki, co wywołało u mnie jeszcze większe zdenerwowanie.
-Proszę, zostaw mnie.-szepnęłam. Złapał mnie za dłoń i otarł się o nią swoimi palcami.
-Błagam, wyjdź!-krzyknęłam w akcie desperacji. Oddał mi kolejny śmiech i wyszedł z mojej sali. Tak bardzo chciałam żeby On zniknął z mojego życia. Żeby zostawił mnie i moją rodzinę w spokoju. Modliłam się o to i nawet nie wiem kiedy pochłonięta emocjami ostatnich wydarzeń, zasnęłam.

3 GODZINY PÓŹNIEJ...

Obudził mnie pocałunek w czoło..Była może z 9:00. Nie otwierając oczu, odsunęłam się gwałtownie. Bałam się, że jest to Niall, którego nie chciałam widzieć.
-Błagam, daj mi spokój..-szepnęłam. Kolejna łza wyleciała z moich zamkniętych powiek.
-Dlaczego kochanie? Coś się stało?-otworzyłam szybko oczy.
-Zayn!-krzyknęłam. Podniosłam się i wtuliłam mocno w chłopaka. Widać było, że jest zaskoczony moim zachowaniem.
-Skarbie, coś się stało?-zapytał raz jeszcze. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam głęboki oddech.
-Nie..wszystko jest w porządku. Miałam tylko koszmar.-odpowiedziałam. Musiałam skłamać. Wiem, że Malik zrobiłby wszystko by mnie chronić i nie patrzałby na swoje bezpieczeństwo, dlatego nie chciałam Mu wspominać o nocy z Niall'em.
-Przecież widzę, że to nie koszmar. Coś się stało. Powiedz mi co.-dodał po krótkiej chwili.
-Na prawdę jest OK. Byłeś u Zack'a?!-zapytałam zdenerwowana.
-Tak.-odpowiedział. Ulżyło mi i opadłam lekko na łóżko.
-Ale go nie było. Inkubator był pusty.-dodał po chwili. Wpadłam w histerię.
_____________________________
Nie wiem czy mogę być zadowolona z tego rozdziału, ale wiem, że jestem zadowolona z waszych komentarzy. Dziękuje za nie bardzo, a teraz mam dla Was małą informację, która właściwie miała pozostać moją tajemnicą..

NOWY BLOG, KOCHANI.

A więc...nowy blog miał być moim sekretem, bo chciałam zacząć pisanie od początku. Od nowa..Jednak chyba mi nie wyszło. :)) Chce podzielić się z Wami nową opowieścią, która jest skrajnie inna niż to czy tamto ( http://onedirection69fanfaction.blogspot.com/ ) opowiadanie. Jest to historia Megan i więcej póki co Wam nie powiem. Rozdziały są krótsze, ale staram się dodawać je codziennie. Mam nadzieję, że przeczytacie, że Wam się spodoba i będę mogła na Was liczyć też w komentowaniu. :* OTO LINK DO NOWEGO OPOWIADANIA : http://compleks-niallhoran-love.blogspot.com/ . Zapraszam.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 54

7 MIESIĘCY PÓŹNIEJ..

Siedziałam z przyjaciółką już chyba z 2 godziny przed gabinetem mojego ginekologa. Ponoć w ostatniej chwili lekarz dostał informację o nagłym porodzie Jego pacjentki, co wiązało się z tym, że ja na swoją wizytę musiałam czekać.
-Kochana, przy moim porodzie też pewnie skazałam jakąś ciężarną na czekanie.-powiedziała El, kołysząc wózek ze swoją córeczką, Victorią.
-Wiem, ale to na prawdę męczące. Jeszcze Zayn wydzwania co 5 minut.-powiedziałam niezadowolona. Podniosłam się z krzesła w poczekalni, łapiąc się za swój już duży brzuch.
-Uspokój się jeszcze chwi..-nie dałam El, skończyć, bo pokazałam jej w gest, w którym ma na chwilę zamilknąć.
-Dzień dobry Becky. Pani Jonson jeszcze czeka?-zapytał w recepcji mój lekarz prowadzący. Stałam za ścianą, więc mnie nie widziała.
-A jak poród Pani Kate Lewis?-zapytała go recepcjonistka. Uderzyło we mnie gorąco i poczułam niesamowity ból brzucha.
-Vicky! Vicky, wszystko OK?-zapytała denerwowana Eleanor, podbiegając do mnie. Pokiwałam przecząco głową, na co dziewczyna zawołała lekarza.
-Panno Jonson, proszę spokojnie oddychać.-powiedział lekarz i zabrał mnie do gabinetu. Położył na kozetkę i podciągnął moją bluzkę w górę. Nasmarował brzuch śliskim żelem i zaczął robić USG. Ból cały czas dawał się we znaki. Nie ustępował, a ja zaczęłam wić się z bólu.
-Co ile czuje pani ból?-zapytał lekarz, patrząc na monitorek.
-Cały czas!-krzyknęłam. Zacisnęłam mocno pięści i modliłam się, by ból ustąpił.
-To za szybko, ale..Pani rodzi.-odpowiedział lekarz. Zamurował mnie, ból na chwilę ustąpił, a ja widziałam tylko rozmycie przed moimi oczyma. Nie pamiętam co działo się dalej. 

6 GODZIN PÓŹNIEJ..

Obudziłam się, leżąc na łóżku szpitalnym w nieznanym mi miejscu. Widziałam rozmazany obraz, ból przeszywający całe ciało i co najdziwniejsze..nie czułam ciężaru spoczywającego na moim brzuchu. Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo przy mnie nie było. Wyciągnęłam rękę do białego przycisku, którym dałam znak pielęgniarce żeby przyszła. Po krótkiej chwili w progu sali stała młoda kobieta i Zayn, którego rozpierała energia.
-Obudziła się Pani. Potrzebujesz czegoś?-zapytała pielęgniarka.
-Tak. Tego pana, który stoi za Panią.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że Zayn wytłumaczy mi co się stało, bo ja nie pamiętam nic. Kobieta uśmiechnęła się i wyszła.
-Kochanie!-krzyknął Zayn i od razu do mnie podbiegł, mocno mnie przytulając.
-Zayn, boli...-szepnęłam. Jego uścisk od razu się rozluźnił.
-Przepraszam, ale tak się cieszę!-powiedział, cały w skowronkach.
-Cieszysz się? Czyli nie straciłam dziecka?!-zapytałam, unosząc się na łokciach. Sprawiło mi to ból, ale chciałam wiedzieć, że nie majaczę i wszystko dochodzi do mnie tak jak powinno.
-O czym Ty mówisz?!-zapytał zaskoczony.
-No..byłam u lekarza i poczułam ból..-zaczęłam się tłumaczyć. Dziwnie jest nie pamiętać ostatnich godzin swojego życia.
-I urodziłaś mi 3 godziny temu pięknego syna.-dokończył radosny mulat. Spojrzałam na niego i czułam jak moje powieki robią się wilgotne. Z moich oczu wyciekły pojedyncze łzy.
-Vicky, czemu płaczesz?-zapytał zatroskany chłopak.
-Bo mam dziecko. Moje dziecko i Ciebie..-szepnęłam przez łzy. Brunet od razu mnie przytulił, tym razem z mniejszą siłą, co w zupełności mnie zadowalało.
-Kiedy mogę Go zobaczyć?-zapytałam.
-Jest wcześniakiem. Pierwsze dni spędzi w inkubatorze.-odpowiedział szczęśliwy tatuś. 
-Powiedz, żeby go tu przywieźli.-szepnęłam błagająco. 
-Niestety nie można, Vi.-odpowiedział.
-Aha, OK, rozumiem.-mruknęłam niezadowolona i zaczęłam odpinać od siebie jakieś kabelki, kroplówki itp.
-Co Ty robisz?-zapytał zaskoczony Malik.
-Wybieram się do swojego dziecka.-odpowiedziałam.
-Poczekaj.-szepnął Zayn i wyszedł z sali. Wiedziałam, że taki będzie efekt, więc posłusznie znów podpięłam sobie tą całą aparaturę. Myślę, że nie narobiłam diabła i nie pomieszałam tych kabelków. Z drugiej jednak strony filozofii w tym zbytnio nie ma.-pomyślałam. Po niemiłosiernie nudnych 5 minutach wyczekiwania, do mojej sali wszedł Zayn, z przewoźnym szklanym czymś, w którym leżał mój dzidziuś. Spojrzałam na drobnego chłopczyka.
-Jaki on jest śliczny.-szepnęłam, łapiąc chłopczyka za paluszek. Jego rączki były takie maleńkie. 
-Po mamusi.-odrzekł Zayn. 
-Z grzeczności nie zaprzeczę.-powiedziałam, śmiejąc się cicho, by nie przestraszyć maluszka.
-Jak damy Mu na imie?-zapytał chłopak, przytulając mnie.
-Na pierwsze Zack, a na drugie Louis.-odpowiedziałam pewnie. Myślałam nad imionami już od dłuższego czasu. Brunetowi chyba się spodobało, bo pogłaskał mnie tylko po głowię. 

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ...

Spojrzałam na zegarek, stojący obok mojego łóżka. 2:32 w nocy. Nie mogę spać, zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden dzień. Mogę już powoli chodzić i spoglądać na mojego małego synka. Nie wiem czy nie zostanę za to reprymendy, ale nie będę leżeć kolejną godzinę bez celu, wiedząc, że i tak nie zasnę. Wstałam powoli z łóżka i nałożyłam na siebie szlafrok, który przywiózł mi w południe Zayn. Wyszłam cicho z sali, przechodząc oświetlonym korytarzem szpitalnym. Poszłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się noworodki. Stanęłam przed szybą i wpatrywałam się w mojego małego Zack'a. Był tak podobny do Zayn'a. Te ciemne włoski i miodowe oczka. Był taki drobny. W okół niego leżały jeszcze inne, smacznie śpiące bobaski. Na mojej twarzy sam wywołał się uśmiech. Poczułam coś czego nie czułam nigdy wcześniej. Halo, jestem matką! Mam dziecko! Motylki w brzuchu, chowając się przy tym. Popatrzałam jeszcze raz na małego i gdy już chciałam wychodzić, drzwi się otworzyły, a w drzwiach stanęła osoba, której najbardziej chciałam tutaj uniknąć. Uśmiech zszedł mi jak na pstryk palca. 
______________________________________

Obrazek za pewne nie zmieści się w szablonie, więc kliknijcie na niego, jeżeli jesteście ciekawi treści. A teraz parę słów ode mnie. Właśnie dla tych 10 osób, chce pisać. Przyrzekłam sobie, że nie wrócę na tego bloga do marca. Obiecałam sobie, że nie będę tu wchodzić i koniec. Ale kiedy weszłam i zobaczyłam tak piękne komentarze..zastanowiłam się DLACZEGO CI KTÓRZY KOMENTOWALI MAJĄ CIERPIEĆ?! Dlatego dodaję rozdział. Nie będę ich dodawała codziennie, ale raz w tygodniu na pewno. Z tego miejsca chciałabym też wyróżnić dwie osoby..ZAWSZE JEDNOKIERUNKOWĄ i GOSIE ANTOŃ. Tak, własnie o Was chodzi. :))) zawsze komentowałyście każdy rozdział i choć nie odpowiadałam na te komentarze, to wiedzcie, że one wiele dla mnie znaczą. Dziękuje każdemu, kto komentuje. KAŻDEMU. Także, cóż jeszcze mogę powiedzieć..wracam do Was i koniec marudzenia. Mam nadzieję, że nie muszę prosić o komentowanie tego posta? :)) hahah, miłego dni. ASK'A TEŻ WZNAWIAM. <3

poniedziałek, 6 stycznia 2014

BLOG OFICJALNIE ZAWIESZONY.

No cześć, tutaj wasza Anonimowa Directionerka. :))) Chciałabym serdecznie podziękować każdemu kto przeczytał i skomentował mój ostatni rozdział i kopnąć w dupe każdemu rozleniwionego gnoja, który przeczytał i nie skomentował. Mmm, zaczyna być nieprzyjemnie, co? Dopiero się rozkręcam. Pamiętam początki mojego bloga..pod postami było 20/25 komentarzy...teraz nastał ważny moment dla tego opowiadania..zakończenie pierwszego sezonu i co? I KURWA 10 KOMENTARZY! (za które bardzo dziękuje tym, którzy je napisali <3). Obiecałam Wam, że rozdział pojawi się po tym jak wrócę..ups, wróciłam wczoraj, a rozdziału jak nie było tak nie ma. :o I teraz zaczynamy mówić o tytule dzisiejszego posta. :)) Jestem cholernie zła na każdą gębę, która przeczytała i żałowała minuty na zostawienie po sobie śladu, dlatego ZAWIESZAM BLOGA. Cieszę się, że zakończyłam "I sezon", bo jest to jakieś zakończenie. Chce zawiesić bloga do marca. OSTATECZNIE, gdy złość mi nie minie, blog zostanie usunięty. Wtedy możecie sobie wymyślić sami zakończenie. Vicky urodzi piękne dziecko i będą żyli z Zayn'em jak w bajce, amen. A teraz idę sobie na trzymiesięczny urlop od tego jebanego wyczekiwania na jakieś podziękowanie z Waszej strony za to, że urozmaicam wam życie, pisząc jakieś głupoty, w które się wkręcacie. Tyle z mojej strony. ASK TEŻ ZOSTAJE ZAWIESZONY. Nie ma mnie, Anonimowa Directionerka umarła.

No dawaj..wiem, że tego chcesz. Powstrzymywałaś się od komentarza przy każdym rozdziale, ale teraz wiem, że chcesz skomentować. No dawaj, jeden hejt i Ci ulży. Wiem, że chcesz mnie pocisnąć. No wiem..Napisz jaka to jestem zła i nie dobra. Uświadom wszystkim to, że jestem pojebaną i bezduszną suką. No bo przecież jak ja mogłam powiedzieć Wam parę słów prawdy, no nie? Ja też nie rozumiem. Zhejtuj sukę, będzie Ci lepiej. Hohoho, chyba, że masz takie rozleniwione dupsko, że nie chce Ci się aż dotąd czytać. :)) Przeczytałaś tytuł i na tym skończyłaś, bo jesteś w temacie. To teraz takie ostatnie ostatnie zdanie na koniec.

PIERDOLĘ KAŻDEGO KTO PRZECZYTAŁ I NIE SKOMENTOWAŁ.
KAŻDEGO KTO TO ZROBIŁ, DARUJĘ WIELKIM SZACUNKIEM, BO DZIĘKI WAM NA MOJEJ BUZI POJAWIŁ SIĘ UŚMIECH, WCHODZĄC NA BLOGA. : ))