środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 2

" mm, ale wyjątkowo miły " - pomyślałam ironicznie. Nie odpowiedziałam na to ani słowem, ale poczułam za to uścisk na swoim nadgarstku i nie delikatne wyciągnięcie mnie z auta. Chłopak rzucił mnie na zimie. Rozejrzałam się tylko dookoła. Jakieś zadupie. Zero cywilizacji i ani jednego przejeżdżającego samochodu. Zaczynałam się bać, czując jak po moim ciele przechodzą ciarki. Patrzałam chłopakowi w oczy wypełnione złością. Ten sam wzrok widziałam dzisiaj w oczach Kevina.
-Ja Cię przepraszam. Odkupię Ci samochód albo chociaż zapłacę za szkody i naprawy. Pojadę z Tobą do szpitala, ale proszę nie rób mi krzywdy! - Zakryłam twarz w dłonie. Brązowooki nachylił się nade mną, a ja już przygotowana byłam na kolejne poniżenie.
-Nie chce kurwa żadnego nowego auta, a o szpitalu to Ty możesz zapomnieć. - Byłam już pewna, że oberwę. Chłopak wyjął z kieszeni chusteczkę. Otarł nią moje zakrwawione czoło i pomógł mi wstać. "Cóż za cudowna odmiana"-pomyślałam.Byłam zalana łzami. Patrzał na moje auto. Wyglądało o niebo lepiej od jego, choć nie wiem jak to możliwe. W końcu to ja spowodowałam wypadek.
-Ja..wynagrodzę Ci to jakoś. Wybacz. Nie rób mi krzywdy.- Spuściłam głowę, zalewając się strumieniami łez. Po chwili jednak otarłam mokre policzki i spojrzałam na chłopaka.
-Albo wiesz co? Zrób mi krzywdę! Zabij mnie szybko i przerwij moje cierpienia.- Nie wierzyłam w to co powiedziałam i bardzo szybko pożałowałam tych słów, bo przecież tak na prawdę z tego co widziałam, po brunecie mogłam się już raczej spodziewać wszystkiego.
-Ty jesteś jakaś pojebana! Mocno się uderzyłaś? - Zapatrzył się w moje oczy, drapiąc się w tył głowy.
-No najwyraźniej jestem. Trudno.- Nie wiem po co zachowywałam postawę "silnej dziewczyny", skoro o mało co nie byłam posikana ze strachu. Ocierałam tylko co jakiś czas kciukiem nowo spływające łzy.
-Nie becz, tylko chodź ze mną. Jesteś ranna i w zasadzie możesz mieć wstrząs mózgu, bo pierdolisz trzy po trzy.
-O jakiś ty uprzejmy.- Przewróciłam oczami. Chłopak pokiwał tylko głową, jakby chciał powstrzymać się od zbędnego komentarza. Raptownie wsiadł za kierownice. Zrobiłam tylko duże oczy, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Nie,no pewnie. Nie krępuj się!
-Nie marudź tylko chodź, bo mam już na serio serdecznie dość twoich komentarzy i uwag!- No tak. Przestraszyłam się, więc bez gadania pobiegłam od strony pasażera. Szybko wsiadłam, nie wiedząc gdzie jedziemy i co się dzieje. Chłopak jechał bardzo szybko, ale mimo wszystko nie bałam się takiej jazdy. Nie prowadził źle. Miał chyba w tym doświadczenie. Tak czy tak, gnał ulicami Londynu bardzo szybko. Jechaliśmy w ciszy, dojeżdżając po jakiś 20 minutach pod piękną posiadłość. Moim oczom ukazała się piękna willa, zdecydowanie większa i piękniejsza od mojego domu. Zrobiłam duże oczy i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
Mulat jak gdyby nigdy nic zaparkował na dużym podjeździe. Popatrzałam tylko na niego, ze wzrokiem mordercy. Ten tylko wysiadł i otworzył tylne drzwi mojego auta. Wyciągnął z niego moje walizki i zamknął drzwi. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam co robić, nie wiedziałam gdzie jestem. Z rozmyślnej wyrwał mnie krzyk. 
-Idziesz? Chciałbym zamknąć auto, a jak z niego nie wyjdziesz, to będziesz nocować na tylnych siedzeniach!- Wykrzykiwał brązowooki, stając przed autem. Wyszłam więc z samochodu i szłam za chłopakiem. 
-Gdzie jesteśmy?Czemu wziąłeś moje rzeczy?- zapytałam.
-Bo z tego co widzę nie masz gdzie iść, a po za tym, jesteś ranna. Chcąc, nie chcąc nie zostawię Cię samej.
-Jaka nagła przemiana.- wyszeptałam, mając nadzieję, że nie usłyszał.
-Wyszczekana jesteś.- a jednak - usłyszał, trudno. Uśmiechnęłam się tylko bardzo delikatnie.Weszliśmy do willi. Od progu było słyszeć jakieś krzyki. "Hmm..wjebałaś się w bagno - gratulacje Vicky"- pomyślałam. Oboje weszliśmy wgłąb pięknej posiadłości. Moim oczom ukazało się trzech przystojnych chłopaków. Możliwe, że trochę starszych ode mnie. Dwóch z nich się kłócili, ale kiedy zobaczyli mnie z brunetem, od razu nastała cisza i uśmieszki w moim kierunku. 
-Co tu się kurwa dzieje?! Mówiłem wam, że "nasze" sprawy załatwiacie kurwa u siebie!- "nasze sprawy","u siebie", ja pierdolę mafia - pomyślałam.
-Teraz ma być kurwa cisza, bo przedstawiam Wam..-spojrzał na mnie. Nie przedstawiłam mu się przecież.
-Vicky.- wtrąciłam szybko, unosząc jeden kącik ust ku górze. Widziałam błysk w oku blondyna. To właśnie on się kłócił z jakimś wysokim chłopakiem z kręconymi włosami. Oboje bardzo przystojni i gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazłam, to czułabym się jak w raju.
-No właśnie.To jest Vicky. Mieliśmy wypadek, więc Harry zaprowadź ją do pokoju gościnnego, a Ty Luis zawołaj naszą doktorzyne- Liama. Trzeba ją opatrzyć.- Nie wiedziałam co mam mówić i myśleć. Czy On się o mnie troszczy? Wow.
-Chodź ślicznotko.- poczułam dłoń na ramieniu i błysk zielonookiego "loczka".
-A gdzie idziemy?-zapytałam, dorównując kroku chłopakowi.
-Nie słyszałaś? Do pokoju gościnnego.-Szliśmy chyba z 3 minuty. Niby mało, ale jak na dojście do pokoju, to raczej szybko nie było. Hazza otworzył mi drzwi, a ja o mało co nie padłam w progu pokoju.
-Skoro to jest "pokój gościnny" to ja nie chce wiedzieć jak wyglądają wasze sypialnie.-powiedziałam cicho.
-Możesz dzisiaj wieczorem wpaść do mojej i zobaczyć.-wyszeptał mi do ucha, tym samym wyrywając mnie z myślenia. " zaraz, zaraz. czy on się do mnie dostawia".-pomyślałam. Odpowiedziałam na to tylko lekkim uśmieszkiem. Chłopak położył moje torby przed ogromnym lustrem. Weszłam wgłąb i usiadłam na łóżku. Harry poklepał mnie tylko po kolanie i wyszedł. Usłyszałam pukanie do drzwi.. Przed drzwiami stał..

4 komentarze: