-Musisz być silny, wiesz o tym, prawda?-zapytałam, łamiącym się głosem, przez łzy Horana, który cały czas leżał w szpitalu. Przeżył tamtą dobę, jednak cały czas nie wybudził się ze śpiączki. Trzymałam Jego dłoń, w swojej, co chwilę składając na Niej pocałunek.
-Przysięgam, że jak tylko z tego wyjdziesz weźmiemy ślub. Taki jaki chciałeś. Będziemy mieć gromadkę dzieci i zawsze będziemy razem. Póki śmierć nas nie rozłączy, Niall...-szepnęłam. Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem, chowając twarz w dłonie. Nie chciałam by ktokolwiek widział moje łzy.
-Vicky...-szepnęła El, która właśnie weszła do sali.
-Proszę, zostaw mnie...-odpowiedziałam cicho. Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno do siebie.
-Nie zostawię Cię, rozumiesz? On otworzy oczy i będzie tak jak być powinno. Zobaczysz.-powiedziała. Nie dałam żadnego odzewu. Sama zaczynałam tracić już nadzieję. Nadzieje na normalne życie. Chciałam żyć tak jak miliony innych dziewczyn. Pragnęłam normalności i spokoju.
-Vicky, jedź do domu. Zostanę przy Nim, póki nie pojedziesz i się nie prześpisz.-powiedziała dziewczyna, stojąca nade mną.
-Nie zostawię Go, Eleanor..-szepnęłam. Popatrzałam na bladą twarz "śpiącego" Horana. Przejechałam dłoniom po Jego chłodnym policzku.
-Obiecuję, że jeżeli tylko coś się stanie, to do Ciebie zadzwonię.-powiedziała. Nie wiedziałam czy powinnam. Przecież gdyby otworzył oczy i zobaczył, że mnie nie ma pękłoby Mu serce..albo gdyby tych oczu już...nie On przeżyję. Będzie tak jak powinno być..wierzę w to..muszę w to wierzyć.
-Idź, Louis Cię odwiezie do nas.-wstałam. Nie chciałam się z Nią kłócić. Nie chciałam też zostawić blondyna, ale wiedziałam, że siedzeniem przy Jego łóżku i moczeniem Jego słabych dłoni moimi łzami, na pewno Mu nie pomogę.
-Będzie dobrze, Vicky.-szepnęła mi do ucha moja przyjaciółka, gdy kierowałam się do drzwi.
-Dzwoń proszę...-odpowiedziałam szeptem i wyszłam z sali. Na korytarzu siedział zmęczony Louis.
-Jak się trzymasz?-zapytał, gdy tylko mnie zobaczył.
-Słabo...Lou, możemy jechać? Chciałabym jak najszybciej wrócić.-odpowiedziałam i otarłam szybko łzę, która samodzielnie spłynęła po moim policzku. Brunet kiwną głową i oboje skierowaliśmy się do wyjścia. W przeciągu chwili byliśmy już w samochodzie, gdzie chłopak właśnie przekręcił kluczyk w stacyjce.
-To jedziemy..-powiedział. Na pewno chciał przerwać tą niezręczną ciszę lecz ja nie odpowiedziałam Mu nic. Byłam zmęczona. Nie spałam i nie jadłam od 3 dni. Położyłam głowę na boczną szybę i przez krótką chwilę, podziwiałam co dzieje się na zewnątrz. Zasnęłam.
-Vicky...Vicky.....!-obudził mnie podniesiony głos Louis'a.
-Co się dzieje?!-zapytałam, podrywając się z miejsca.
-Nic, po prostu dojechaliśmy.-odpowiedział i posłał mi przyjazny uśmiech. Nie odpowiedziałam Mu niestety tym samym. Nie miałam powodu do okazywania radości.
-Dzięki.-powiedziałam cicho i wyszłam z auta. Poszłam w kierunku drzwi wejściowych domu moich przyjaciół i czekałam na Louis'a, który podszedł na werandę chwilę po mnie.
-Dam Ci jakieś cichy Eleanor.-powiedział, otwierając drzwi.
-Dzięki.-odpowiedziałam ponownie. Nie wiedziałam o czym mam z Nim rozmawiać. Nie miałam tematu ani ochoty. Weszłam do domu i od razu skierowałam się na górę, nie zważając na to, że nie jestem u siebie w domu. Weszłam do pokoju gościnnego. Usiadłam na brzegu łóżka i podnosząc nogi pod brodę, zaczęłam płakać. Łzy przypominające o bólu i smutku ludzi, których skrzywdziłam bardzo bolały. Czułam się tak potwornie źle.
-Vicky...-szepnął Louis, który podszedł do mnie. Musiał usłyszeć z dołu szlochy. Wtuliłam się w Niego, tym samym mocząc Jego koszulkę łzami.
-Ja tego nie chciałam...na prawdę tego nie chciałam..-wyszlochałam. Chłopak pogłaskał mnie po głowie, otulając troskliwie.
-Wiem. To nie Twoja wina, Vicky. Rozumiesz? Nie Twoja...-odpowiedział. Ja i tak czułam inaczej. Otarłam pośpiesznie łzy i popatrzałam na przyjaciela.
-Przepraszam, ale dasz mi te ciuchy? Chciałabym już wracać do Niall'a.-powiedziałam. Chłopak uśmiechnął się i podał mi ubrania, które miał przewieszone przez rękę.
Wzięłam ubranie i uśmiechnęłam się bardzo nienaturalnie, w ramach podziękowania.
-Dziękuje.-powiedziałam po chwili.
-Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj.-dodał. Przytuliłam Go ostatni raz i wstałam, kierując się do łazienki. Po krótkim czasie stałam już na dość ciepłych kafelkach łazienki, gołymi stopami. Weszłam powoli do wanny goręcej wody. Odpłynęłam w rozkoszy ciepłych strumieni wody. Przez chwile zapomniałam o otaczających mnie problemach. Jednak moja chwila rozluźnienia nie trwała długo. Po jakiś 20 minutach postanowiłam wyjść i przebrać się jak najszybciej w ciuchy, przygotowane przez moich przyjaciół. Z łazienki wyszłam po upłynie niecałych 15 minut, już przebrana.
-Louis!-krzyknęłam na cały dom, by zorientować się gdzie znajduje się chłopak.
-W kuchni!-odpowiedział krzykiem. Pobiegłam do pomieszczenia wskazanego przez Niego. Brunet robił akurat jakieś kanapki. Popatrzał na mnie wymownie.
-Ja nie jestem głodna...-szepnęłam, wiedząc już o co Mu chodzi.
-Przestań marudzić, dobrze? Jedz.-odpowiedział. Uległam Mu i zabrałam się za jedzenie jednej kanapki. Gdy zjadłam popatrzałam na chłopaka błagającym spojrzeniem.
-Możemy już jechać?-zapytałam.
-A nie chcesz się przespać? Vicky, jesteś wrakiem człowieka.-odpowiedział.
-Niall też!-krzyknęłam i po raz kolejny pozwoliłam emocją zawładnąć nad moim ciałem. Łzy po raz kolejny pokryły moją twarz.
-Przepraszam...-szepnęłam cicho po chwili. Tomlinson skinął głową, dając mi do zrozumienia, że nie ma mi tego za złe.
-Chodź, Vicky. Jedziemy.-powiedział po chwili. Przytuliłam Go jeszcze na odczepnego i ubrałam buty, od razu kierując się do samochodu, stojącego na zewnątrz. Czekałam na przyjaciela, który miał kluczyki z 2 minuty.
-Dziękuje, że tak mi pomagacie....-szepnęłam.
-Nie masz za co dziękować. Od tego są przyjaciele.-odpowiedział. Wsiedliśmy. Zapięłam pasy i popatrzałam w przednią szybę.
-El dzwoniła?-zapytał chłopak i ruszył z podjazdu, kierując się do szpitala. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i popatrzałam na wyświetlacz.
-Nie.-odpowiedziałam, nie widząc powiadomienia o żadnym nieodebranym połączeniu. Resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Patrzałam jak za szybą przemieszczającego się samochodu, w domach bawią się dzieci. Mama siedzi na ławce, a tata bawi się z Nimi w "berka". Uśmiechnęłam się sama do siebie, czując też pojedynczą łzę, spływającą mi po policzku. Moje życie też będzie tak wyglądać. Przysięgam to sobie.
-Już jesteśmy.-powiedział chłopak, gdy zaparkował na parkingu szpitalnym po jakiś 20 minutach. Wysiadłam z auta i skierowałam się do głównych drzwi szpitalnych.
-Poczekaj!-krzyknął za mną brunet i już po chwili dołączył mi kroku. Weszliśmy krętymi schodami na piętro, gdzie znajdowała się sala Niall'a. Popatrzałam przed siebie gdzie zobaczyłam te oczy, wpatrzone w moje, gdy tylko zorientował się, że tu przyszłam.
-O Jezu...-szepnął Louis, widząc to co ja.
__________________________________
I jak się podoba? :) NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 30 KOMENTARZY. W razie pytań...
A NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU NA MOIM DRUGIM BLOGU, MOŻECIE DOCZEKAĆ SIĘ JUTRO. :)